W numerze:
Od
wielu setek lat głównym celem pielgrzymek religijnych skupiającym
zainteresowanie wyznawców wszystkich trzech wielkich monoteistycznych
religii świata była Jerozolima. Święta dla judaistów jako miasto Boga, w
którym stała najważniejsza ze świątyń. Święta dla chrześcijan jako
miejsce, w którym umarł i zmartwychwstał Jezus Chrystus. Święta również
dla muzułmanów ze względu na stojącą tutaj najstarszą świątynię Islamu
zwaną Kopułą na Skale (The Dome of Rocks) wznoszącą się na Wzgórzu
Świątynnym.
My natomiast odbyliśmy „pielgrzymkę” do Brazylii. Nie miała
ona jednak, bynajmniej, podłoża religijnego, chociaż okolice miasteczka
Bonito w brazylijskim stanie Mato Grosso del Sul śmiało można by
określić mianem „akwarystycznego sanktuarium”, zaś nasza podróż mogła
być traktowana jako akt czci dla niezwykłych sił natury, których
działanie jest w tym miejscu tak widoczne i tak inspirujące. Brazylię
można bowiem nazwać kolebką akwarystyki, zaś dla akwarystów i łowców
przygód takich jak my podróż tutaj stanowiła milowy krok w rozwoju
naszej pasji.
Przed
udaniem się w drogę postanowiliśmy zapytać innych, bardziej
doświadczonych „pielgrzymów” o najlepszą porę roku do odwiedzenia
miasteczka Bonito i otaczających go terenów. Zarówno Christel Kasselmann
jak i Claus Christensen sugerowali grudzień jako optymalny miesiąc do
odbycia badań. Później zaczyna się tutaj bowiem sezon turystyczny, zaś
tereny te są ulubionym miejscem do wyjazdów dla licznych Brazylijczyków. Wyprawy w okolice Bonito oferuje wiele miejscowych biur
turystycznych, jednak ilość miejsc jest ściśle limitowana i wszystkie są
z reguły rezerwowane z dużym wyprzedzeniem. Nawet jeżeli czasem zdarza
się załatwić coś z dnia na dzień, to i tak zaleca się dokonywać
rezerwacji tak wcześnie jak tylko jest to możliwe.
Aby
choć trochę ułatwić sobie życie, zapukaliśmy do drzwi
szwajcarsko-brazylijskiej agencji dla poszukiwaczy przygód i
poprosiliśmy o zorganizowanie naszej wyprawy. Mieliśmy określony cel i
zażądaliśmy, aby przygotowali wszystko tak byśmy w ciągu planowanych 10
dni bytności w Brazylii byli w stanie wykonać tyle fotografii i
sfilmować tyle miejsc, ile tylko się da. Dwuosobowa żeńsko-męska drużyna
zaplanowała dla nas wspaniałą podróż, pełną przygód, więc z pełnym
zaufaniem oddaliśmy się w wykwalifikowane ręce rodowitego Indianina
Marcello Yndio i jego szwajcarskiej żony Mirjam. Poza gruntowną
znajomością terenu dysponowali oni rozległymi kontaktami i obiecali
załatwić wszelkie formalności z lokalnymi władzami oraz właścicielami
terenów, które mieliśmy odwiedzić.
Z własnego doświadczenia wiem, że jadąc do dalekiego, egzotycznego kraju,
poza perfekcyjnie opracowanym planem podróży, dobrze jest mieć kilka
dni na aklimatyzację w nowym miejscu oraz na wypadek wystąpienia
nieprzewidzianych trudności. Dlatego przybyłem do Brazylii nieco
wcześniej, na dwa dni przed resztą naszej ekipy. Słynny „łowca roślin”
Stefan Hummel i Max Dennerle – syn Ludwika Dennerle założyciela firmy
DENNERLE mieli przybyć później. W tym czasie w Niemczech miały miejsce
wyjątkowo obfite opady śniegu i, doprawdy, miałem wiele szczęścia, że
udało mi się wylecieć zanim spowodowały one istny komunikacyjny chaos.
Po odlocie mojego samolotu wszystkie kolejne loty przewidziane na ten
dzień zostały bowiem odwołane. Gdy tylko znalazłem się w Brazylii,
Marcello „Mr. Pantanal” Yndio powitał mnie serdecznie i zaczął roztaczać
przede mną widoki przyszłej wyprawy. Byłem pełen entuzjazmu, ale jednocześnie
martwiłem się o Stefana i Maxa w związku z problemami z pogodą – jak
się okazało, nie bezpodstawnie. Biedacy musieli spędzić kilka dni,
błąkając się po różnych europejskich lotniskach zanim udało im się
wyruszyć do Brazylii. Na domiar złego bagaż Maxa zagubił się. Mimo
wszystko obaj dotarli jednak bezpiecznie i w dobrych humorach do Campo
Grande ...