Paweł Korzec
Koralowce niefotosyntezujące – klejnoty z dna oceanu
Rafy
koralowe niezmiennie kojarzą się ze skąpanymi w słońcu przybrzeżnymi
wodami, gdzie świetlne refleksy migoczą pośród skał. Na płyciznach
światło jest początkiem całego życia. Co jednak dzieje się w głębszych
partiach wody, na przedzboczu rafy? Czy jest to pustynia, pozbawiona
całkowicie życia? Wręcz przeciwnie, silne prądy morskie nanoszą bogactwo
fito–, zoo– i bakterioplanktonu, który jest skrupulatnie wyłapywany
przez wyjątkową grupę organizmów, dla których światło jest zbędne.
Określa się je mianem korali niefotosyntezujących, a ich kolory i
kształty powodują szybsze bicie serca każdego akwarysty morskiego
Zazwyczaj
przygoda z „niefoto” rozpoczyna się od wypatrzenia i zakupu w sklepie
bajecznie kolorowego okazu jednego z tych korali. Często również można
dostać egzemplarze w kiepskiej kondycji jako gratis. Wówczas akwarysta
chucha, dmucha i stara się zapewnić jak najlepsze warunki nowemu
nabytkowi, co wiąże się z wertowaniem prac, przeglądaniem internetu i
rozmowami z bardziej doświadczonymi koleżankami i kolegami.
Po
załapaniu bakcyla w zbiorniku pojawiają się kolejne pozbawione
zooksantelli koralowce. Właściciel szybko dochodzi do wniosku, że albo
ograniczy karmienie (co niekorzystnie odbije się na kondycji
podopiecznych), albo poziomy azotanów i fosforanów poszybują do góry, co
z kolei spowoduje wysyp glonów i innych niechcianych plag. Najlepszym
rozwiązaniem jest postawienie osobnego, „niefotosyntezującego”
zbiornika. Możliwe jest co prawda rozbudowanie istniejącego już systemu o
takie akwarium, jednakże moim zdaniem nie jest to dobry pomysł:
zwiększamy wprawdzie ilość wody, jaka krąży w obiegu, co przyczynia się
do lepszej stabilizacji parametrów fizykochemicznych wody, jednakże w
znaczący sposób obciążamy istniejący już zbiornik. Jak powinno być
zorganizowane takie akwarium?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz